Arkadiusz Gołaś - przerwana podróż

Ponad 10 lat po śmierci Arkadiusza Gołasia trzymam w ręku jego biografię autorstwa Piotra Bąka. Świeżo przeczytana, zostawiła w mojej głowie...

Ponad 10 lat po śmierci Arkadiusza Gołasia trzymam w ręku jego biografię autorstwa Piotra Bąka. Świeżo przeczytana, zostawiła w mojej głowie wyraźny ślad złożony z wiedzy na temat początków i rozwoju kariery siatkarskiej zawodnika, którego zawsze lubiłam i ceniłam. Dzięki rozmowom z najbliższymi, autor przybliża nam też charakter i prywatne życie Arka. Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego musiałam użyć pierwszych pięciu słów w tym wstępie i lektura biografii nic w tej kwestii nie zmienia. 


Ciężka praca i "stratosferyczny zasięg"

141 występów z orzełkiem na piersi. Udział w 4 edycjach Ligi Światowej, igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i Europy. 278 punktów zdobytych dla AZS-u Częstochowa w swoim pierwszym sezonie w Polskiej Lidze Siatkówki. Wyskok "lekką nogą" na 372 cm. Te wszystkie cyfry nie pojawiły się w życiorysie Arka Gołasia jak za machnięciem magicznej różdżki- no, może z wyjątkiem tej ostatniej, której osiągnięcie przychodziło środkowemu całkiem naturalnie. Na całą resztę musiał sobie ciężko zapracować. I tej pracy autor książki poświęca całkiem sporo uwagi, przeprowadzając nas dokładnie przez wszystkie etapy siatkarskiego rozwoju i kariery bohatera biografii. Wcześniej próżno było szukać tej wiedzy w mediach, dlatego czapki z głów i kamień z serca za to, że udało się ją uratować przed niechybnym zapomnieniem. Poza tym, przykład Arka może stać się inspiracją dla wielu młodych zawodników, którzy są dopiero na początku swojej siatkarskiej przygody. Pokazuje, że talent w sporcie naprawdę wiele znaczy, ale dopiero wtedy, gdy jest poparty ciężką pracą. I co więcej, udowadnia, że przy odpowiedniej determinacji można zajść wysoko. Na przykład do włoskiej Serie A1.


Szeroki uśmiech i zniszczone telefony


Zdjęcia, na których zostały uchwycone chwile z życia Arka, w większości przedstawiają go jako uśmiechniętego chłopaka, cieszącego się życiem. Według wspomnień zawartych w książce, nie jest to obraz w żadnym razie przekłamany - siatkarz poza ciężką pracą i pasją, miał grono przyjaciół, z którymi lubił spędzać czas, a także swoje pozasportowe hobby. Raul Lozano zapytany o to, jak postrzegał swojego reprezentacyjnego środkowego, odpowiedział: "Arek miał pewną wyjątkową cechę - zawsze był w dobry nastroju." Dodatkowo, nieco skryty i spokojny - może oprócz sytuacji, w których zdarzało mu się... rzucić telefonem o ścianę (ku rozpaczy Krzyśka Ignaczaka, który chciał te aparaty ratować przed zagładą). Kiedy i dlaczego? Po odpowiedzi na to pytanie oraz inne historie i anegdotki z życia zawodnika, warto zajrzeć do wnętrza książki. 


 "16 września 2005 roku"

Taki tytuł nosi pierwszy rozdział biografii. Z tego powodu można by rzec, że wszystko jest nie po kolei, ale nie w książce, tylko w życiu. Ta data powinna znaleźć się gdzieś w środku publikacji i zostać opatrzona jednym zdaniem, otwierającym przygodę Arka w Maceracie. Niestety, temu dniu trzeba było poświęcić cały rozdział, i żaden z rozmówców autora, nie potrafi odpowiedzieć na pytanie: dlaczego? Łukasz Żygadło przyznaje, że na pogrzebie niosąc trumnę przyjaciela, chciał krzyknąć jak podczas meczów: "Dawaj, Arek, wstawaj i biegniemy dalej!" Krzysiek Ignaczak do dzisiaj nie może wybaczyć przyjacielowi, że ten zostawił go tak nagle. Książka nie pomaga wyjaśnić ani zrozumieć tego, co się stało, ale zdaje się, nie taki był jej cel. Pozwala za to zachować pamięć o tym niezwykłym człowieku i talencie. A ponadto, pomaga zrozumieć, dlaczego wszystkim, szczególnie rodzinie i najbliższym, ale również kibicom, którzy przecież nie znali Arka osobiście, wciąż mimo upływu lat tak bardzo go brakuje. I choćby dlatego nie można przejść obok niej obojętnie.

Osobiście, tak samo bardzo jak czekałam tę książkę, tak samo miałam obawy jaka będzie, gdy już powstanie. Autor we wstępie napisał: "Chciałem, by choć w małym stopniu mogła przynieść odpowiedź na pytanie, czym nas tak zauroczył Arek. Samo Państwo uznają, czy się to udało." Moim skromnym zdaniem, bez obaw - udało się. A jak Wy myślicie?






Może zajrzysz też tu

0 komentarze

Flickr Images